Od razu przechodzę do sedna, bo sprawa jest poważna, więc nie ma co wody lać (pod koniec dałam sobie temu upust). Temat dotyczy dywanowych niewiast, jakby ktoś się zastanawiał co do cholery tym razem chodzi mi po głowie, to już spieszę z pomocą. Pod tym frywolnym pojęciem kryją się kobiety, które na swoją aktywność fizyczną wybrały ćwiczenia wykonywane w zaciszu domowego ogniska, na przykład z taką panią Chodakowską, Mel B czy urodziwą Zuzką.  Żeby było ciekawiej postanowiłam zestawić to z treningami crossfit przeprowadzanymi w boxie. Jeśli ktoś zarzuca mi jednostronność i subiektywność, to ma rację. Ta walka od początku skazana jest na przegraną dla jednej ze stron. Crossfit kontra dywanowy trening, runda pierwsza:

1. I`m Too Sexy

Trenując crossfit musisz być przygotowana kochana na zgrabny tyłek, biceps, uda, mocny tors i całą resztę w pakiecie. No dobra tu może i na dywaniku w zaciszu domowego ogniska, o ile wcześniej nie zrobimy sobie krzywdy i podstawową wiedzę posiadamy, to może i jakieś efekty tego będą, ale powiedzmy sobie szczerze zgrabnego tyłka, umięśnionych ud i zarysowanego bicepsa raczej nie osiągniemy kilogramowymi handelkami (uuu.. czy ona właśnie napisała umięśnionymi?!!!). Ja rozumiem, przecież to nie o to chodzi, nie daj boże żeby coś nam się tam rozrastało, chodzi o to by upodobnić się do tych chudych szkap z magazynów dla “kobiet współczesnych”. Bo wiadomo, jak są mięśnie to od razu babochłop i co? I dupa, żaden facet nas nie zechce.

2. I Need a Hero

Codzienność staje się łatwiejsza, trenując crossfit. Torby z zakupami jakieś takie lżejsze a schody na czwarte piętro już nie takie straszne. Nie sądzę, by to samo mogły powiedzieć fanki np. pani Chodakowskiej. A i o zostanie bohaterem można się pokusić, bieg za złodziejem, który właśnie zabrał biednej babci torebkę, to wyzwanie akurat na nasze możliwości (po zeszłotygodniowym Murphie, to bułka z masłem) a i ściągniecie kota z drzewa nie powinno stanowić problemu. Crossfit rulez! I chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że gdy zombie zaatakują świat, to kto myślicie przetrwa mądrale, no kto?

3. The Smartest Bomb

Wraz z treningami przychodzi spora dawka wiedzy z różnych dziedzin, obszary takie jak anatomia, odżywianie a nawet podnoszenie ciężarów okazują się fascynującą sprawą. A i najważniejsze, he he, twoje słownictwo zostanie wzbogacone o nowe pojęcia. Wyrazy tj. thruster, butterfly pull-up czy deadlift, na dobre zagoszczą w twoim słowniku ku zdumieniu niewtajemniczonych. Koniec bezmyślnego machania łapami.

4. Man in the Box

Kopernikiem nie zostanę, jeśli stwierdzę, że człowiek to zwierzę stadne, całe życie w poszukiwaniu miejsca gdzie zostanie zrozumiany, zaakceptowany, doceniony. Bingo – box to  idealne przystań dla takich zbłąkanych dusz. To chyba lepsze niż samotna dywanowa walka o wakacyjne ciało. Poza tym, wiadomo, nic tak nie motywuje i dodaje kopa jak trening w grupie, szczypta rywalizacji i dobra atmosfera.

5. I Believe I Can Fly

I oto nadchodzi ten moment, gdy uświadamiasz sobie, że twoje, trochę niezdarne do tej pory ciało, tak naprawdę stworzone jest do rzeczy wielkich. Ukrywane skrzętnie pod warstwą tłuszczu i lenistwa, teraz wręcz żąda wykorzystania w sposób bezwzględny. W moim przypadku było to bieganie. Gdyby nie crossfit, nigdy bym się na to nie zdecydowała. Dlaczego? Bo chociaż chęci nie brakowało, to mój organizm jakoś dziwnie nie rwał się do tejże formy rekreacji, objawy tego były aż nad to wyraziste. Dzisiaj dziesięciokilometrowa przebieżka potrzebna mi jest z rana jak tlen do życia a przecież całkiem niedawno półkilometrowy bieg zakrawał na szaleństwo.

6. Know Your Enemy

Nie od dziś wiadomo, że by wroga pokonać, najpierw trzeba go dobrze poznać. Pewnie wielu myślało, rozpoczynając treningi, że jest w całkiem dobrej formie (tez należałam do tejże grupy). Aż ciężko uwierzyć jak niewiele potrzeba by rozwalić na drobne kawałki te nasze bujne wyobrażenia np. takie niewinnie brzmiące burpees, a im głębiej w las tym gorzej, bo gdy przyjdzie czas na Overhead Squat, to panie i panowie, nie ma zmiłuj, wszystkie wady, słabości i niedociągnięcia wychodzą na światło dzienne.

7. Inch By Inch

Crossfit daje nam możliwość pracy pod uważnym okiem trenera, takiego z krwi i kości, który oceni twoje możliwości, dostosuje do nich trening, nauczy techniki, wyłapie błędy (a pewnie będzie ich sporo na początku) i w porę skoryguje technikę. Co tu dużo pisać, pani z DVD czy papierowa instruktorka, raczej ci w tym nie pomoże i to chyba największa wada tego typu treningów.

To tak w skrócie. Jestem ostatnią osobą, która by komukolwiek cokolwiek odradzała czy doradzała (może zahaczam lekko o hipokryzje, zdarza mi się), to tak sobie myślę ostatnio o tych biednych dywanowych dziewuszkach walczących o każdy gram spalonego tłuszczu i taki smutek mnie ogarnia, żal mi się ich robi i tyle. W ciągłym oczekiwaniu na szczupłe ciało, zgrabny tyłek, chudy brzuch, akceptację..

Pewnie nie jeden z nas gdzieś tam na dywaniku zaczynał, w ukryciu przed światem, przed ludźmi i tak byle do wakacji, bele do bikini, do ciała, które się w nie zmieści, i dalej góra, dół, bok i lecimy. A ja pamiętam, (jako jeszcze mało opierzony człeczek) razem z moim wesołym rodzeństwem na dywaniku,świeżo po obejrzeniu w telewizji jakiegoś widowiska cyrkowego, z zapałem i wdziękiem profesjonalisty, próbowaliśmy naśladować wcześniej oglądanych akrobatów, żonglerów i chyba nawet samego Copperfielda. Skończyło się szybko na kilku siniakach i miłych wspomnieniach. Dziwne ze aż tu zawędrowały moje myśli, czasami wypuszczam je wolno i patrzę gdzie mnie poniosą, dlatego wybaczcie chwilowe oderwanie od tematu, potrzebuję tego jak kocur drapania za uchem. Ech..  to może zakończę tym poetyckim porównaniem. A dywanowym dziewczętom życzę przede wszystkim odwagi, do życia tu i teraz, nie gdy będą już piękne i szczupłe ale właśnie teraz, teraz jest najlepszy na to moment.