10 powodów, dla których krosfit nie jest dla ciebie!
W nienawiści jest strach. – Fryderyk Nietzsche
Jako dziecko przerażało mnie wszystko co nieznane, moja strategia była więc prosta i całkiem logiczna jak na pięciolatkę: jeśli coś przeraża, to tego unikam. Na krótką chwilę może i było to skuteczne, jednak w szerszej perspektywie prowadziło donikąd. Po pewnym czasie (całkiem długim) przekonałam się, że nie zawsze najlepszym rozwiązaniem jest unik, czasem trzeba podjąć walkę, o coś więcej niż tylko przeciętność.
Wspomniałam o strachu, bo po części to on stanowi podłoże dla kwestii, którą poruszę. Zacznę może tak: jako przedstawicielka prężnie rozwijającej się organizacji, o charakterze mocno sekciarskim, która wszelkimi siłami usiłuje opanować świat, szerząc propagandę zdrowego stylu życia i katorżniczych ćwiczeń (czyt. krosfit), wypełniam comiesięczną misję, znaną pod nazwą: “Dzień bez głoszenia idei mistrza Glassmana, jest dniem straconym”. W związku z doświadczeniami ostatnich miesięcy czuję potrzebę podzielenia się moim bólem. Temat, który poruszę jest dobrze znany i bliski każdemu, kto trochę w boksie przesiedział i swoje przeżył.
Zagubione owieczki
Coraz częściej spotykam na swojej drodze osoby – takie zagubione owieczki, które to z lekkim wahaniem i wyczuwalnym przerażeniem w głosie, dopytują się o krosfit, wygląda to mniej więcej tak:
-A ty nadal chodzisz na ten krosfit? – Tutaj czasami udaje mi się odpowiedzieć, czasami nie – słyszałam, że to bardzo ciężkie zajęcia (czyt. niebezpieczne jak przeprawa przez rzekę pełną piranii). Nawet myślałam, żeby spróbować, ale w porę znalazły się osoby, które mnie od tego odwiodły.
No dobra, skoro pyta, to jakieś tam wątpliwości co do zasłyszanych opinii ma! Rzucam więc, jak na dobrego sługę przystało, kilka haseł motywujących o rozwoju osobistym i nowych doświadczeniach, coś w stylu: “jeśli nie spróbujesz, to się nie przekonasz”, trochę o treningu funkcjonalnym i tyle. I gdzie tu problem pytacie? Otóż jedno mnie zastanawia, kim są ci wszyscy przyjaciele dobra rada? Domniemam, że to osoby, które z samym krosfitem mają nie wiele wspólnego. Z niewiadomych przyczyn, za misję życia obrały sobie jego zdyskredytowanie w oczach innych. Po szerszym zgłębieniu tematu wyodrębniłam dwie grupy niewiernych:
Grupa 1- mniej groźna – to osoby, dla których krosfit jest jak statek UFO – nigdy go nie widziały, wiele zasłyszały, na pokład nie wsiadły.
Grupa 2 – fanatycy – to osobniki najbardziej zaangażowane. Takie kozaki, co to niby coś tam spróbowały, ale z jakichś powodów ich przygoda z krosfitem skończyła się szybko i hucznie. Po tym traumatycznym wydarzeniu, odnalazły w sobie nowe powołanie: uchronić ludzkość przed zgubnymi skutkami tychże pseudo treningów. Przechodząc do sedna, to dla was miśki:
10 powodów, dla których krosfit nie jest dla ciebie
1. Jeśli twoje krągłości, to dla ciebie wartość bezcenna a każda, tak przecież starannie hodowana fałdka na brzuchu stanowi powód do dumy, to krosfit nie jest dla ciebie. Intensywne treningi pozostają bezwzględne wobec wałków tłuszczu, wiec jeśli marzą ci się rubensowskie kształty – odpuść!
2. Jeśli lubisz sobie ponarzekać, to przykro mi, ale krosfit może cię tych powodów do narzekania pozbawić. Wiesz co mam na myśli, rano w kolejce po chleb skarżysz się na bolące plecy a w pracy na zepsutą windę i obolałe kolana, i ja to rozumiem. Żalenie się zdecydowanie ma swoje uroki!
3. No i ta ciągła paplanina o zdrowym stylu życia. Za dziecka smalec z chlebem się jadło i siła była a dziadek papierosy popalał aż śmierć go zastała w 93 urodziny. Jeśli twoim celem jest tylko wyglądać fit, to nie przychodź na krosfit, tu nie tylko wyglądasz fit – tu stajesz się fit!
4. Jeśli jako przedstawicielka płci słabej uwielbiasz prosić o pomoc przy każdej nadarzającej się okazji, to krosfit może stanowić dla ciebie problem. Ja wszystko rozumiem, my kobiety, istoty bezradne i słabe nie obejdziemy się bez silnego męskiego ramienia, ale chyba fajnie jest móc samodzielnie umieścić walizki na górnej półce czy przemeblować sobie mieszkanie (dla pro).
5. Jeśli nie jesteś gotowa porzucić porannego latte wypijanego podczas treningu czyt. spaceru na bieżni elektrycznej, to też nie zawracałabym sobie głowy.
6. Nie przychodź na krosfit jeśli twoim marzeniem jest bodybuilding, tutaj nie jesteś kawałkiem mięsa – jesteś sportowcem! (zabrzmiało patetycznie, hoho)
7. Jeśli nie lubisz się pocić to też odpada, nawet jak bym chciała skłamać w tym temacie, to nie da rady, spocisz się jak ruda mysz.
8. Jeśli nie masz najmniejszej ochoty być szybki, sprawny, giętki i silny, to też dałabym sobie spokój.
9. Jeśli z jakiegoś, nieznanego mi powodu, zależy ci na rozbudowaniu konkretnej partii mięśni, pomijając całą resztę czyt. mężczyźni: klata, biceps , kobiety: pośladki, brzuch, to krosfit nie jest dla ciebie, tutaj każdy milimetr pracuje dla dobra ogółu.
10. Jeśli nie jesteś gotów rozstać się ze swoim starym, skrupulatnie powtarzanym planem treningowym, to nie przychodź na krosfit. Wiesz co mówią o strefie komfortu? Nic tam nie rośnie a rozwój to fundament naszych treningów, za każdym razem poznajesz swoje granice i ustalasz nowe. Tak to działa kotku!!!
Pytanie do autorki, jaka miala by byc 3 grupa przeciwnikow lub moze nie fanatykow?
Ci co cwiczyli i co? A moze ci z kontuzjami?
Punkt 6 pokazuje w jaki sposob patrzycie na inne sporty. CF jedyny prawilny! Reszta bezmozgie mieso!
Crossfit, jak każda forma aktywności fizycznej, obciążony jest ryzykiem kontuzji. Sama mam za sobą kilka dobrych lat na siłowni i to co poniektórzy tam wyprawiają, mrozi krew w żyłach a jednak rzadko kto mówi, że trening na siłowni jest niebezpieczny. Właśnie dlatego, od samego początku największą zaletą tego typu zajęć, była dla mnie obecność trenera. Kompetentny, z wiedzą i doświadczeniem wprowadzi cię w treningi, dostosuje ćwiczenia do twoich możliwości, tak byś nie zrobił sobie krzywdy.
A z tymi kontuzjami, to różnie bywa. Nie zawsze winę ponoszą inni, za to zawsze jakaś jej część spoczywa na nas. Dla mnie kontuzja to wiadomość, że gdzieś popełniłam błąd.
A jeśli chodzi o punkt 6:) odnoszę wrażenie, że ostatnio cały ten fitness sprowadza się głównie do tego, kto ma zgrabniejszy tyłek, lepiej zarysowany sześciopak czy większy biceps. Trochę mnie to męczy i smuci zarazem, bo uważam że mamy o wiele więcej do zyskania niż to. Pozdrawiam 🙂
Uprawiam crossfit już od roku. Na początku miałam wiele obaw, czy dam radę, czy ja właściwie wiem na co się pisze, po co, na co- przecież lepiej leżeć przed telewizorem i oglądać seriale. Nie wychodzenie ze strefy komfortu (tak jak w artykule), nie próbowanie nowych rzeczy, skupienie się na tym co dobrze znane- to najgłupsze działania, prowadzące do nikąd. Wybrałam niekonwencjonalny sposób aktywności fizycznej i jestem zadowolona, bo czuję jak każdy milimetr ciała za każdym razem staje się zdrowszy. Jedynym zjawiskiem, które mnie się nie podoba na siłowni to ta rewia mody. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, dlaczego ludzie kupują odzież firmy, gdzie płaca tylko za znaczek, nie za jakość, sama używam stanika, w którym wcześniej biegałam od YajLee, trzyma równie dobrze jak znane firmówki, do tego odciąża kręgosłup i piersi się w nim nie pocą. Co do spodni- swoją ulubioną parę kupiłam w lidlu, a buty są z decathlonu i sprawdzają mi się lepiej niż najaczki. Pozdrawiam serdecznie 🙂